niedziela, 2 listopada 2014

Bal Wszystkich Świętych

Wszyscy święci balują w niebie...
~Andrzej Mogielnicki

Ha! Końcówka dnia Zadusznego i jak dotąd nie usłyszałem w radiu o tym, ile osób zmarło podczas Dnia Zmarłych. Uważam to za niewątpliwy plus.

Słuchajcie, nie wiem, czy wy też, ale dostrzegłem bardzo przykrą manierę tego okresu roku. W internecie na wszystkich kwejkach, demotach, czy innych tego typu stronach wstawia się dużo obrazków ze zniczami, żeby "pamiętać" o zmarłych, jednak jeszcze więcej trafia tam satyry. Poruszony tą satyrą, chicałbym powiedzieć od siebie conieco.

Kilka dni przed Wszystkimi Świętymi wybrałem się prywatnie, samotnie na cmentarz. Ot tak, na spacer, chcąc odnaleźć nagrobek starego przyjaciela. Nie udało mi się, może warunki pogodowe nie dopisały, ale nie o tym jest ta opowieść. Cmentarz był prawktycznie PUSTY. Nieliczne światełka zniczy pozwalały mi w mroku nocy wywnioskować położenie alejek, raz czy dwa razy minąłem ostatnich, wychodzących już, albo palących ostatnie świeczki osobników, jednak po ilości "gratów" pozostawionych na grobach stwierdzam, że za dnia nie było ich więcej.
Dla kontrastu: wczoraj byłem na cmentarzu z rodzicami. Iluminacja! Masa! Moc ludzi, kolorów i gwaru! W obu przypadkach moja bytność na cmentarzu miała miejsce o podobnej porze. Różnice były niewyobrażalne, a przecież jednej wyprawy od drugiej nie dzielił nawet tydzień.
I gdzie tu logika, w przypominaniu sobie o wyprawie na cmentarz "bo święto"...?

I to jakie święto! Dzień radości! Na prawdę, to jest dzień WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH. Wielka impreza imieninowa ku czci każdego mniej, lub bardziej świętego, który trafił do "dobrego miejsca", gdziekolwiek by ono nie było. Zadumę, powagę i smutek powinno zachować się dopiero na zaduszki, czyli de facto - na dzisiaj. Jednak wiele osób robi odwrotnie, 1.11 wyrusza by pochlipać nad grobem, wymieść liście z całego roku i zostawić wiązanki, a 2.11 traktuje jako... dodatkowy wolne dzień, żeby obskoczyć te miejsca, w które nie dotarło się wcześniej, a potem leżakować do wieczora.
A tymczasem na górze trwa prawdziwy bal...